A miało być
tak pięknie... Łudził się, iż teraz kiedy wszystko się skończyło będzie mógł
zrobić to co zamierzał od dawna. Czy w takim razie jego nadzieje były daremne?
Właśnie teraz kiedy znalazł to czego brakowało mu od bardzo dawna? Będzie
musiał zniszczyć swoje odnalezione pragnienie? Czyżby nie było alternatywnego
wyjścia? Jedyna rzecz to zapobiec temu, ale jak? Niewykonalne. Decyzja zapadła.
A gdyby się przeciwstawić... Idiota. Jego pani ukarałaby go, a może i nawet
zabiła. Jeśli nie on, to ona dokona dzieła. Niemożliwe żeby puściła to płazem.
Jednak jest wyjście... Zginie z jej albo jego ręki. Jeśli ktoś miałby to zrobić
to tylko i wyłącznie on. Nikt inny, bo tylko on miał do niej szacunek. Dla
postronnej osoby zapewne byłoby to chore rozumowanie. Nie dla niego. Miał w tym
swój udział i doskonale wiedział co było stawką. Ktoś by powiedział, jedno
życie w tą czy w tamtą nie zrobi różnicy. Prawda. Chyba, że taka istota ma dla
nas szczególne znaczenie... Na przykład... kochamy ją. Jedynym pocieszeniem
było to, iż nie będzie miał wyrzutów sumienia gdy będzie po wszystkim, dlatego
że ona raczej na pewno nie darzyła go tym samym uczuciem. Nie było ku temu
powodów. A chciał to zmienić... Szczęście, że nie zdążył. Postanowione, najwyższa
pora wziąć się do pracy. Pracy? Jak to głupio brzmi...
* * *
Samotny
dom. Nie... Ładniej brzmi, śliczny domek jak z bajkowej scenerii. Nic tu nie
zapowiada nadchodzącego nieszczęścia. Może to i lepiej. Pamięć o tym zniknie
tak szybko jak się pojawi. Zbliżał się coraz bardziej z każdym nowym krokiem.
Wolnym krokiem żeby trwało to jak najdłużej. Nie chciał, po prostu nie chciał,
lecz nie było odwrotu. Niech ma to już za sobą. Teraz stał przed drzwiami,
uniósł drżącą rękę i zapukał bardzo delikatnie. Żeby niedosłyszała lub żeby jej
nie było... Niestety, drzwi się roztworzyły i stała przed nim lekko zdziwiona.
-Witaj. - mówiąc to z wielkim trudem wymusił na sobie
uśmiech.
-To ty... Wejdź. - albo mu się zdawało albo na prawdę
lekko uśmiechnęła się do niego. Czyżby cieszyła się z jego obecności? Absurd.
Wtedy coś zaczęło go rozdzierać od środka. Znał to uczucie, ale tylko u innych
gdyż sam nie miał prawa ich mieć. To był żal... Miał na zawsze stracić tą
kruchą istotkę i już nigdy więcej nie widzieć jej pięknych granatowych oczu
oraz jej włosów w kolorze mieniącego się złota. Wszedł do środka i rozgościł
się na fotelu. Pierwszy raz nie wiedział jak ma zabrać się do
"pracy". Od czego zacząć, co powiedzieć? Musiał się rozluźnić.
-Mógłbym poprosić o herbatę? - spytał wesoło mając ciągle
zmrużone oczy. Kilka łyków tego napoju na pewno pozwoli mu się skupić.
-Oczywiście. - poszła do kuchni i chwilę potem wróciła z
dwiema parującymi filiżankami. Jedną dla niego, drugą dla siebie. Postawiła je
na stoliczku.
-Dziękuję. - również usiadła, na wprost niego. Zapanowała
nieprzyjemna cisza. Obydwoje nie tknęli herbaty. Co powiedzieć?
-Dlaczego przyszedłeś do mnie..? - usłyszał jej delikatny
głos. "Do mnie", powiedziała. Nie "tutaj". Ponownie to
uczucie żalu. Nie wytrzymał. Spojrzał prosto na nią swymi ametystowymi oczami.
Dziwne... nie bała się. W ogóle nie miała żadnych negatywnych uczuć. Nic.
Kompletnie. Dlaczego?
-Chciałbym cię zabrać jutro w pewne miejsce. Zgadzasz
się? - na pewno się nie zgodzi, w takim razie zabierze ją bez jej woli.
-Skoro ci na tym zależy. - odpowiedziała nader spokojnie.
Był w szoku. Nie poznawał jej. Przecież nigdy by się nie zgodziła. Najwyraźniej
samotność musiała jej zaszkodzić.
-Dobrze. Przyjdę jutro o tej samej porze. - wstał i
skierował się w stronę wyjścia. Odprowadziła go wzrokiem. Zanim wyszedł rzucił
jej jeszcze ostatnie spojrzenie - Do widzenia. - choć nie miał takiego zamiaru,
zabrzmiało to smutnie.
-Do widzenia. - w tym pożegnaniu również gościł smutek.
Westchnął z rezygnacją po czym wyszedł.
* * *
Nawet
nie miał pojęcia jak bardzo się mylił. Jednak ani on, ani ona nie zdawali sobie
z tego sprawy. Dlaczego? Ano dlatego, że ona też miała pragnienia. Pragnienia,
które uważała godne pogardy. Tylko dlatego gdyż żyła w niewiedzy... Czegóż mogła
chcieć? Móc być razem z nim, bo darzyła go tym samym uczuciem... Ironia losu.
Jego własne myśli, "...raczej na pewno nie darzyła go tym samym
uczuciem." Raczej? Raczej. Oznaka zwątpienia. Gdyby mógł tylko poświęcić
temu więcej uwagi... Czyżby nie zależało mu? Nie. Nie wiedział. Nie wiedział,
że wątpi. Może wtedy... Za późno.
Być razem. Niemożliwe. Lecz wiedziała, że kiedyś ją
odwiedzi. Żeby ją zabić. To było oczywiste i pogodziła się z tą myślą. Mimo to
była szczęśliwa, zginie z rąk ukochanej osoby... Jedyne najskrytsze marzenie i
cicha prośba. Tylko dlaczego był taki przygnębiony kiedy z nią rozmawiał? Nie
było żadnego sensownego usprawiedliwienia. Nie ważne, teraz chciała jak
najszybciej ponownie go zobaczyć, żeby dokładnie go zapamiętać zanim pójdzie na
tamten świat. Żegnajcie wszyscy...
* * *
Nadszedł
dzień sądu. Godzina zero, która wszystko zmieni... na gorsze. Nie mógł w to
uwierzyć, chciał aby to był koszmar. Jak na samą złość nie był. Ponownie
znalazł się przed jej domem i zapukał z wielkim ciężarem na... sercu? Tak, na
sercu. Otworzyła mu, jednak tym razem jej mina nie okazywała entuzjazmu. Czyżby
się domyśliła? Tak, wyczytał to z jej uczuć. Nie pasowało mu to. A ona? Również
wiedziała, że nie miała złudzeń co do swojego losu. Chyba nawet wiedział, że
się domyśliła... Mimowolnie po policzku spłynęła jej łza. Zauważył to i otarł
ją. Głupek, pewnie myśli, że żal jej życia, a ona po prostu już za nim tęskni.
I tak dziwne, że odważył się na taki odruch. Może jej śmierć będzie
wyjątkowa..?
Wyjątkowa, i to bardzo. Można zabić tysiące istot nie
mając żadnych skrupułów, ale zabić ukochaną osobę... Dopiero wtedy zdaje się
sprawę czym tak na prawdę jest śmierć. Żałował, że się w ogóle urodził, jeśli
tak to można było nazwać. Cóż... Co ma nastąpić, nastąpi. Takie jest
przeznaczenie. Splótł swą dłoń z jej. Co za mieszane uczucie... Radość i
gorycz. Choć o tym nie wiedział, ona czuła dokładnie to samo. Niech to się
wreszcie skończy. Oboje zniknęli sprzed jej domu i pojawili się w zupełnie
nowym miejscu.
Ukwiecone drzewa sakury i oni stojący na zielonej
polance. Malowniczy obrazek. Pozory. Szkoda, że to musi się tak tragicznie
skończyć... Chciał żeby umarła z godnością i żeby miała piękny pogrzeb. Tylko
tyle mógł dla niej zrobić. Ich dłonie nadal były złączone. Spojrzał się na nią.
Płakała. Znów żal ściskał mu serce.
-Dziękuję... - wyszeptała cichutko. Również skierowała
wzrok na niego i wówczas ich spojrzenia spotkały się. Stali tak długo w
milczeniu. Nie rozumiał jej zachowania, a ona jego. Jednak oboje bali się
spytać o cokolwiek. Szkoda... Nie miało sensu dalsze przedłużanie tego. Usiadła
na trawie, a on przyklęknął tuż obok niej. Wzięła jego rękę i przyłożyła do
swej piersi gdzie miała serce. Pokręcił przecząco głową i nachylił się nad nią
składając na jej ustach pocałunek. Pocałunek śmierci. Tym razem płakali już
oboje. Miłość go tego nauczyła...
-Filia... - zaczął niepewnie - Kocham cię... - jej
źrenice momentalnie się zwęziły - I gdybym tylko mógł nie zrobiłbym tego...
Lecz nie miałem wyboru i to tyle co mogłem dla ciebie zrobić... - spuścił głowę
płacząc jeszcze bardziej.
-Xellos... - poczuł jak jej dłoń gładziła go po twarzy -
Ja... ciebie też kocham... - zamarł - Spełniłeś moje marzenia... Dziękuję... -
widział, że była naprawdę szczęśliwa. Jednak życie uchodziło z niej. Zamknęła
oczy wciąż uśmiechając się leciutko - Dziękuję. - jej głowa przechyliła się
bezwładnie na bok. Dusza opuściła ciało. Nie mógł w to uwierzyć. Jednak...
Jednak ona go kochała. Objął jej ciało i przytulił mocno do siebie. Puste.
Żadnej energii i jakby... on też tracił energię...
-To ja dziękuję... - płakał i sakura płakała oznajmiając
to opadającymi płatkami swych różowych kwiatów... Lecz z innego powodu roniła
łzy, gdyż znała prawdę... Niemądry...
* * *
Cierpienie,
ból, rozpacz i przygnębienie. Jedyne co teraz czuł, gdyż mógł czuć. Na dodatek
miał wrażenie, że energia wciąż z niego uchodziła. Nieważne. Musiał
poinformować swą panią o wypełnieniu misji i pewnie dostać kolejny rozkaz.
Przed jego oczami pokazał się obraz uśmiechniętej Filii. Powinien o tym
zapomnieć. Łatwo powiedzieć... Pomimo tego, nie żałował wszystkiego. Miłość
nauczyła go wielu rzeczy, które z pewnością przydadzą się w przyszłości.
Otworzył drzwi prowadzące do komnaty jego pani i wszedł
do środka. Stała przy oknie. Przyklęknął na jedno kolano. Cisza. Zaniepokoiło
go to i z pewnym lękiem uniósł głowę. Wciąż stała przy oknie odwrócona do niego
plecami. Miał złe przeczucia...
-Xellosie. - jej głos rozniósł się echem po całym
pomieszczeniu – Nie ma takich słów w języku Mazoku, Shinzoku, Ludzi, Elfów i
innych stworzeń, które określałyby twoją... bezgraniczną głupotę! Myślałam, że
jesteś tak samo mądry na jakiego wyglądasz i udowodnisz mi to. Jednak tym co
zrobiłeś dałeś świadectwo tego, iż wiele podrzędnych Mazoku ma więcej oleju w
głowie niż ty. - słuchał w osłupieniu.
-Zellas-sama, przecież chciałaś żebym ją zabił... -
zaczął się tłumaczyć.
-Milcz! - pokornie schylił głowę - Dałam ci szansę.
Szansę zdobycia mocy, która pozwoliłaby zakończyć twoją ewolucję. Każdy może
dostąpić tego zaszczytu jeśli na to nasłuży. Kiedy daje się taką możliwość jest
się przekonanym, że dany osobnik będzie wiedział jak skorzystać z tej mocy. Ten
rozkaz miał być dla ciebie sprawdzianem. Jak widać okazał się za trudny. Jakieś
pytania? - posłała mu mordercze spojrzenie.
-Tak... Czym jest ta moc..? - nie odważył się spojrzeć
jej prosto w oczy. Zdenerwowała się. Chwyciła pobliski kieliszek z winem i rozbiła
go rzucając nim w kapłana. Nie zareagował.
-Tą mocą jest miłość!!! - wykrzyknęła - Dostarcza nam
nowych doświadczeń i uczy jak być szlachetną rasą Demonów, a nie złymi do
szpiku kości potworami!!! Ta Ryuzoku miała ci to zapewnić!!! - spojrzała na
niego uważniej. Płakał.
-Więc... Więc ona mogła żyć..? - pytał sam siebie -
Filia, nie zasłużyłaś na to... Głupia, dlaczego się we mnie zakochałaś?! -
święte słowa, które mówią "prawda boli najbardziej".
-Serce nie sługa, nie słucha... - odparła spokojnie.
Podeszła bliżej i kucnęła przed nim kładąc mu rękę na ramieniu. Spojrzał na
nią.
-Pani...
-Nie wykonałeś rozkazu jak należy, dlatego muszę cię
ukarać.
-Czekam na wyrok. - oddał jej swą lagę.
* * *
Minęło
tysiące lat. Nie był ani szlachetnym Demonem, ani bezdusznym potworem. Był
Człowiekiem. Słabym, bezbronnym i nie potrafiącym używać magii Człowiekiem.
Wyróżniała go tylko jedna rzecz. Kiedy kończył żywota rodził się ponownie. Nie
ważne czy popełnił samobójstwo, zginął w walce, zamordowali go czy po prostu
umarł ze starości. Zawsze powracał do żywych. Cierpiał nieludzkie katusze. Czasami
stawał w połowie drogi i spoglądał w niebo. Jakże pragnął wiecznego spoczynku.
Głupie marzenia... Dostał to na co zasłużył. To była jego kara.
* * *
Niech
umiera przez wieczność.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz